niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 5.

*** Oczami Jamesa ***


     Odeszła. Lily Evans odeszła i na pewno nie wróci.  Wybrała siostrę, to zrozumiałe. 
     Spojrzałem jeszcze raz na tę rudą czuprynę, zanim weszła do domu. No tak, zapewne idzie do siostry.. wytłumaczy jej i przeprosi. Ale tak na dobrą sprawę, to za co miała przepraszać? Za to, że znalazła sobie chłopaka? O tak, to jest IDEALNY powód.
     Może i wyglądam na egoistę, ale nim nie jestem. Nie chcę, żeby cierpiała. Mam pomysł, co można zrobić, żeby mogła żyć jak dawniej.. bez wyrzutów sumienia... przeze mnie...

*** Oczami Lily ***

      Otwarłam szeroko drzwi do pokoju mojej siostry. Wciąż siedziała skulona na fotelu. Pustym wzrokiem wpatrywała się w okno. 
   - Petunio... posłuchaj...
   - Nie mów nic. Nie chcę cię słuchać. I mam gdzieś twoje przeprosiny. Uwierz. 
   - Wiem, że z przeprosin i tak nic by nie wyszło... ale zależy mi na tobie, wiesz? Jesteś moją siostrą, a nie odzywałyśmy się do siebie przez sześć lat! Ja tak nie chcę, wiesz? Nie pozwolę na to, żeby jakiś chłopak stanął pomiędzy nami. Dopiero co odbudowałyśmy swoje wzajemne zaufanie... ale to nie przetrwało nawet tygodnia... bo pojawił się James Potter...
     Po policzku Petunii spłynęła pojedyncza łza. Spojrzała na mnie i nie minęła chwila, jak rzuciła mi się w ramiona.
   - J-ja p-przepraszam! Jes-stem głupia! Jestem idiotką! N-nie p-powinnam st-tawać pomiędzy w-wami!
   - James jest teraz najmniejszym utrapieniem...
   - C-co? - spojrzała na mnie zdumiona
   - Powiedziałam mu, że ta sytuacja postawiła przede mną wybór. On albo ty. Wybrałam ciebie.
   - Nie... Lily! Przecież nie możesz tracić szansy na miłość przeze mnie!
   - Miłość? Miłość z Jamesem Potterem? Niezły żart...
   - Ale...
   - To było chwilowe zauroczenie. Znam go. Rzuciłby mnie po tygodniu.
   - Przykro mi, Lily, naprawdę... - popatrzyła na mnie smutno
   - Nie ma się co martwić. W sumie to cieszę się, bo opamiętałam się wystarczająco szybko...
     Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z głośnym hukiem. James razem z Remusem stali i patrzyli się na nas.
   - Cześć Lily - powiedział ten drugi - Posłuchaj, James wpadł na świetny pomysł. Mianowicie co zrobić, żeby żadne z was nie cierpiało...
   - Pomyślałem, że wolałabyś, żeby to co się wydarzyło pomiędzy nami... żeby nigdy nie zaszło...
   - To jasne, że wolałabym, żeby nie zaszło, ale cóż.. stało się!
   - Ale nie musimy o tym wiedzieć, łapiesz EVANS?
   - Nie rozumiem...
   - Remus umie już rzucać Zaklęcie Zapomnienia.
   - James! Jesteś genialny! Ale naprawdę nie będziesz... cierpiał?
   - O wiele bardziej cierpiałbym,  gdyby te wspomnienia... były wciąż we mnie...
   - Przepraszam cię.. ale zrozum mnie.. - podbródek mi zadrgał
   - Nie szkodzi... i uwierz, naprawdę rozumiem.. - łza spłynęła mi po policzku - Nie martw się... jeszcze tylko chwila i będzie po wszystkim... a Remus zrobi tak, żebyśmy pamiętali, że robiliśmy coś zupełnie innego...
   - Już zaczynać? - spytał Lupin, a wszyscy gorliwie pokiwali głowami - Najpierw Petunia... proszę, musicie wyjść, bo inaczej wszystko będzie za bardzo.. podejrzane..
     Razem z Jamesem wyszliśmy z pokoju.
   - Lily... to ostatnia chwila.. kiedy o wszystkim wiemy...
   - Wiem, wiem... ale naprawdę... tak będzie lepiej...
   - Masz rację...
     Ostatni raz spojrzałam w te jego ciepłe orzechowe oczy.
     W tym samym momencie z pokoju Petunii wyszedł Remus.
   - Gotowe.. teraz Lily.. chodźmy do twojego pokoju..

***

     Minęło piętnaście minut.
     Jestem potwornie zdezorientowana i mam pewne kłopoty z pamięcią.
     Wiem tyle, że do okolicy przyjechali Huncwoci. Moje wakacje zapowiadają się okropnie. I do tego wszystkiego... POTTER.. nie chcę widzieć tego dupka na oczy.
     Ktoś puka do moich drzwi. Nie, tylko nie to. Zapewne Petunia chce się na coś poskarżyć, albo znowu będzie mnie wyzywała. Przyzwyczaiłam się.
     Nagle drzwi się otwarły. Stali w nich Black, Remus i Potter.
   - Hej, Evans. - powiedział ostatni
   - Spadaj. Najlepiej do Doliny Godryka. I zostań tam na dłużej...
   - Nie, dzięki. Wolę zostać tutaj z tobą, mała.
   - Ale ja nie.
   - Ależ Evans! Nikt mi nie odmawia! No daj się przekonać, słońce...
   - Nie nazywaj mnie słońcem. I w sumie dziwię się, że nie przyzwyczaiłeś się do odmowy po sześciu latach...
   - No, to ci pojechała... nie ma szans, Rogaś! - spojrzał z politowaniem na niego Black - Ale my tutaj tylko po to, żeby ci powiedzieć, że pani Eveline ma nowych gości. Dokładniej rodzinę MacDonald.
   - MACDONALD? MARY TU JEST?!
   - To właśnie próbujemy ci powiedzieć..
      Ale nie zdążyli skończyć, bo wybiegłam już z domu i pobiegłam do sąsiadki. W drzwiach spotkałam miłą staruszkę.
   - Dzień dobry, pani Eveline. Słyszałam, że są nowi wczasowicze?..
   - Mówisz o tych uroczych chłopaczkach, czy raczej o tej dziewczynce, co dzisiaj przyjechała?
   - Czyli MacDonaldowie naprawdę tutaj są?!
   - Zgadłaś, złotko - uśmiechnęła się przyjaźnie - Chcesz się przywitać?
   - A mogłabym?
   - Oczywiście, skarbie. Zawołam tą dziewczynkę...

***

   - Ale przecież ty miałaś być w Sydney!
   - Wiem, ale rodzice się trochę zdenerwowali, gdy nie mogli się dogadać z Australijczykami... ten ich akcent...
      Siedziałyśmy na plaży i wygrzewałyśmy się w słońcu. W końcu miałam z kim rozmawiać!
   - No, przynajmniej nie będę sama w walce z Huncwotami.
   - W walce z Huncwotami? To oni tu są? Syriusz też?
   - Tak, wszyscy oprócz Pettigrew. Niestety Potter też jest.
   - Ouuu.. to współczuję...
   - No wiem. Chciałam się od nich uwolnić. I co? Mam ich na głowie dodatkowy miesiąc.
   - A co ty na krótki spacerek do lasu?
   - Jasne, chętnie.

*** Oczami Jamesa ***

     Siedzę właśnie z Huncwotami na kanapie u siebie w pokoju. Nie ma to jak szczera rozmowa z kumplami.
     Ja to mam farta. Jeszcze cały miesiąc wakacji, a Evans mieszka w bliźniaku obok.
   - Hej, stary, o co chodzi? - zapytał Łapa
   - No wiesz... Evans znowu nie chce się ze mną umówić.
   - I dopiero teraz zacząłeś się tym martwić? - zaczął się śmiać tym swoim cudownym śmiechem przypominającym szczek psa.
   - Okej, może trochę za późno się skapłem, ale nie moja wina Łapo!
   - A co wy na krótki spacer do lasu? - wtrącił się Luniak
   - Dobra, czemu nie.

*** Oczami Lily ***

     Spacer jest całkiem przyjemny. Razem z Mary zagłębiamy się co prawda coraz bardziej wgłąb puszczy, ale jest jeszcze jasno i nie będzie problemu z wyjściem.
     To dziwne. Mam wrażenie, że niedaleko słychać jakieś odgłosy, jakieś krzyki, śmiechy...
     Nie, błagam, to nie możliwe...
   - Ej, Rogacz, stary, czy ty w ogóle wiesz, gdzie jesteśmy?!
     A jednak. Dlaczego?...
   - Mary, posłuchaj... może byśmy już wracały, co ty na to? - szepnęłam
   - Dobra, dobra... ale w którą stronę?
   - Eee.. chyba tam.. - wskazałam kierunek przed nami
   - Nie, raczej nie... myślę, że musimy wracać tamtędy - pokazała na ścieżkę z której dochodziły krzyki. Wiedziałam, że ma rację, bo przecież idąc do przodu nie dojdziemy do domu.
     Poszłyśmy w tą stronę. Głosy Huncwotów były coraz głośniejsze.
     Nagle zobaczyłyśmy ich. Rzucali Zaklęcie Swobodnego Zwisu na wiewiórki.
   - Niee... - jęknęłam cicho
   - O patrzcie! EVANS, CO TY TU ROBISZ?!! - wrzasnął Potter -
   - Uwierz mi, jestem tak samo zdziwiona, że was widzę jak wy...
   - ALE DLACZEGO IDZIECIE TĄ ŚCIEŻKĄ?! ONA PROWADZI WGŁĄB LASU!
   - Możesz się nie drzeć, Potter? Słyszę cię wystarczająco dobrze. Niestety.
   - Okej. Ale wiecie, że dobra ścieżka jest tam - pokazał miejsce z którego przyszłyśmy
   - Nie, to nie możliwe, Potter. Stamtąd przyszłyśmy.
   - A my stąd.
   - Ejj.. czy tylko ja mam wrażenie... że... - szepnął przerażony Remus. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie. Wiedzieliśmy co to oznacza. Zgubiliśmy się w środku lasu, a dookoła grasują śmierciożercy.
______________________________________
Nie za bardzo mi się ten rozdział podoba, ale cóż :( i nie myślcie, że jeśli wspomnienia są wykasowane, to nie będą miały znaczenia w przyszłości ;> wszystko przed nami :)
Niedługo NEXXT ;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz