Wiedziałam co to oznacza. Zgubiliśmy się w lesie a dookoła grasują śmierciożercy.
- Co teraz, geniusze? - spytałam po chwili
- Że niby my? Przypominam, że wy tak samo jak my zgubiłyście się w lesie! - oburzył się Potter
- Chyba najrozsądniejsze będzie... DEPORTOWAĆ SIĘ stąd... - szepnął Remus
No tak. Jasne, oczywiste rozwiązanie. Obróciłam się i całą siłą woli myślałam o ganku mojego domu. Nie poczułam jednak typowego ruchu w okolicach pępka. Nic się nie stało. Otworzyłam oczy.
Dookoła mnie wciąż stali Huncwoci i Mary. Byli przerażeni.
- Lily... ten las chyba.. jest magiczny.. i nie można się deportować. Nie jestem przekonany co do aportacji, bo kto wie, czy to nie jest coś w rodzaju pułapki... tak, że dostaniesz się tutaj bez problemu, gorzej z wyjściem... tak, to chyba to. Czytałem o tych lasach w jednej książce, okolice Yorkshire.. jestem pewien - ciągnął Lupin
- Czyli dobrze rozumiem, tak? Zero czarów, czyż nie? - przestraszył się Black
- Nie do końca. To są lasy trzech życzeń. Nie do końca chodzi o życzenia, ale o czary. Dziennie można użyć zaledwie trzech czarów. W całym lesie. Jeśli chcemy przeżyć, musimy bardzo uważać. Z tego co mi wiadomo, las poszerza swoje granice, gdy tylko wędrowcy zorientują się, że nie mogą odnaleźć drogi powrotnej. O drugie tyle. Sama wędrówka potrwa ze trzy dni. Aha, no i nie wiemy w którą iść stronę.
- Genialnie. Więc mamy w ogóle jakąś szansę stąd wyjść?
- Jasne. Jeśli będziemy fair wobec mieszkańców tego lasu, to po roku las sam się przed nami otworzy.
- Super. Tkwimy tutaj jakiś nędzny rok, co za problem?
- Niekoniecznie. Może uda nam się jednak wyjść. Kto wie.
- Remusie... - powiedziałam - A gdzie my będziemy spać? Nie mamy namiotu, nic...
- To da się załatwić.
- Co? Jak?
- Macie na sobie jakieś niepotrzebne ubrania?
Spojrzeliśmy po sobie. Każde było ubrane bardzo lekko. Nikt nie miał bluzy, czy choćby zbędnej narzutki.
- Szkoda... ale to znaczy, że ktoś musi się poświęcić i coś nam oddać. Dwie rzeczy.
- Ja mogę oddać koszulkę - powiedział po chwili James i zdjął z siebie obcisły T-shirt.
- Ktoś jeszcze? Muszą być co najmniej dwie rzeczy...
- Ja też mogę oddać bluzkę... - szepnął Syriusz i ściągnął górną część ubrania.
- Dobra, użyję JEDNEGO zaklęcia i nie ważcie się używać więcej bez potrzeby. Lily, znajdź jakąś balę i wyczaruj wodę. Syriusz, Mary, wy znajdźcie mi coś do jedzenia.
***
Jak na razie nasze obozowisko było gotowe. Udało mi się znaleźć dosyć czyste wiadro i wyczarować tam wodę. Remus powiększył dwie koszulki, skleił je z sobą i utworzył ogromny namiot. Jedyną dziwną sprawą było to, że Syriusz i Mary jeszcze nie wrócili.
- Na pewno nic im się nie stało. Poszukiwanie jedzenia w takim lesie może zająć sporo czasu, a jakby co mają jeszcze jedno zaklęcie do użycia. - powtarzał po raz setny Lupin
- Ale zobaczcie, już się ściemnia, boję się, że coś się im stało!
- Nie martw się. Naprawdę. I masz rację - ściemnia się. Trzeba rozpalić ognisko, bo inaczej tak łatwo nas nie znajdą. Idę poszukać zapałek, chyba jakieś wziąłem ze sobą. A wy narąbcie drewna.
Remus poszedł w stronę ,,namiotu'' zostawiając mnie samą z Jamesem. On oczywiście skorzystał z okazji.
- Zobacz, mała... - i wyprężył mięśnie na ramieniu - jestem w stanie cię obronić wszędzie, królewno, ze mną sobie dasz radę, naprawdę!
- Hmm.. skoro jesteś taki silny, to narąb trochę drewna, co? - i wręczyłam mu wielką stertę drewna. On popatrzył na nią ze zdziwieniem i spojrzał na siekierę, którą trzymałam w drugiej dłoni. - No, proszę.
- Eeej.. ale Evans.. co ja mam z tym zrobić?
- Porąbać na drobne kawałki. Tak żeby dało się dać do ogniska. Powodzenia.
- Nie zostawiaj mnie z tym, proszę! - popatrzył na mnie błagalnie, prychnęłam cicho i oddaliłam się w stronę obozowiska
***
- Udało mi się znaleźć jakieś lekko przeterminowane kiełbaski. Ważne, że są - powiedział z uśmiechem na twarzy Potter - Syriusz i Mary jeszcze nie wrócili, naprawdę nie wiem co ich mogło zatrzymać na tyle czasu...
- Błagam... tylko żeby Mary nic się nie stało... nie wybaczyłabym sobie...
- Ty myślisz tylko o Mary, a ja się trochę martwię o Łapcie... - wyszeptał Remus - Nigdy nie ślęczał nad niczym przez tyle czasu... a znalezienie kilku grzybów, czy jagód to nie jest szczególny problem...
Okularnik podał mi upieczoną kiełbaskę. Nie czułam głodu. Nie chciałam jeść. Najważniejsze było to, że moja najlepsza przyjaciółka jeszcze nie wróciła... jest nie wiadomo gdzie, a nie ma z nią żadnego kontaktu... nic...
- Wiem o czym myślisz, Lily... nie martw się - zaczął Lupin - Z resztą nie tylko ty się przejmujesz, oboje są też moimi przyjaciółmi, boję się dokładnie tak samo.
- Obyś miał rację. Ale chodźmy już spać. Nie chce mi się... - zabrakło mi słowa. No bo tak naprawdę czego nie chcę? Można by powiedzieć, że żyć...
***
Słyszę, że ktoś zbliża się do mojego legowiska. Błagam... tylko nie on... tylko nie on...
- Dzień dobry, moja królewno - usłyszałam szept przy uchu
- Spadaj, Potter... idź stąd... chcę spać...
- Wstawaj już! Albo użyję Aguamenti i stracimy jedno zaklęcie do użycia.
- No dobra, wstaję. - powoli usiadłam - A co z Mary? Co z Syriuszem?
- Jeszcze ich nie ma.. - jęknęłam cicho i wyszłam przed namiot.
Siedziałam tam przez następną godzinę. Huncwoci próbowali namówić mnie na zjedzenie kilku wczorajszych kiełbasek, ale bez skutku. Postanowiłam siedzieć tam i czekać ile się da.
Nagle, po czterech godzinach oczekiwania usłyszałam czyjąś rozmowę raz po raz przerywaną wybuchem śmiechu. Rozpoznałam jeden z głosów. Poznałabym go nawet wśród miliona innych.
- MARY! MARY, TO TY?!
Z krzewów wyłoniła się MacDonald. Przywołani zapewne moim okrzykiem, Remus i James wyszli zobaczyć co się dzieje.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłam! - i rzuciłam się jej na szyję - opowiadaj, co cię zatrzymało! I gdzie macie jedzenie? Przecież po nie poszliście!
- J-jedzenie? - spojrzała na Syriusza - Wiedziałam, że o czymś zapomnieliśmy... - wszyscy wybuchli śmiechem.
***
- Ale dlaczego nie chcesz powiedzieć?
- Dowiesz się prędzej, czy później, obiecuję ci.
Mary nie dawała za wygraną i wciąż nie chciała powiedzieć czemu tyle czasu zajęło im szukanie jedzenia, najwidoczniej bezskuteczne.
- Zaraz wracam, idę do Syriusza. - powiedziała
- Czyli chodzi o niego, tak?
- W swoim czasie, Lil.
Wychodząc MacDonald minęła Pottera.
- Wiesz o co im chodzi? - spytał i usiadł na miejscu Mary - Łapa nic nie chce mi powiedzieć, mówi, że to nie moja sprawa.
- Nie mam pojęcia. Mary też milczy.
- Oni są naprawdę dziwni, ale obiecuję, że coś wyniucham. Idziemy do salonu? - zapytał i wskazał na ,,pomieszczenie'' okrzyknięte salonem wyłącznie przez kilka kamieni obrośniętych mchem, które co jak co, ale przypominały fotele. No i były miękkie.
- Dobra, chodźmy. - i wyszliśmy.
To co zobaczyłam kompletnie mnie wmurowało.
Mary siedziała na kolanach Syriusza i namiętnie go całowała.
- Widzisz, mówiłem, że o nią chodzi. - powiedział spokojnie James na co para odkleiła się od siebie.
- Myślałam, że mi... ufasz, Mary, wiesz? Mogłaś powiedzieć... ja zawsze ci o wszystkim mówiłam... - wyszeptałam i wyszłam z namiotu.
________________________________________________
Chyba nikt mnie nie czyta :(
Nic, zero komentarzy, mało wejść...
Nie powiem, zawiodłam się.
Może teraz będzie lepiej.
Nie opublikuję nic, jeśli nie będzie przynajmniej jednego komenta ;p
Do widzenia, Wizards ;**
Świetne!!!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego! :D
Kocham Cię mój drogi anonimku ;**
UsuńSkoro jest jeden kom, to myślę, że kolejny rozdział będzie do piątku :D
Taaa... wiedziałam że o tym będzie ten rozdział... a skąd? od ciebie... A tak poza tym genialny
OdpowiedzUsuńTo ja! Rozdzial genialny! Blagam nie usmiercaj twojej siostry! (wiesz o kogo chodzi xd)
OdpowiedzUsuńhahahahahahh xDD tak, Natalko wiem o co chodzi :) jeszcze rok ^^
OdpowiedzUsuńNo to jeszcze wiele lat!!! Nie zabijaj jej!!!! Bo bede ci spamowala na twitterze o tym.
UsuńBardzo dobry rozdział! Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do The Versatile Blogger
OdpowiedzUsuńWięcej informacji u mnie:
http://wspomnienia-lily-evans-potter.blogspot.com/