Rankiem obudziłam się leżąc na ramieniu Jamesa. Gdy otwarłam oczy, on jeszcze spał. Okulary zsunęły mu się z nosa. To było takie dziwne uczucie. Z jednej strony wciąż patrzyłam na tę twarz, której nienawidziłam tyle lat... te wszystkie docinki... te wszystkie okropności... Ale z drugiej strony wpatrywałam się w mojego zbawcę, prawdopodobnie to dzięki niemu żyłam i siedziałam spokojnie na sianie.
Nagle Potter obudził się. Poprawił okulary i rozglądnął się, jakby sprawdzał, czy to wszystko, to nie był tylko sen. Spojrzał na mnie.
- James... - przysunęłam się do niego - dziękuję ci. Uratowałeś mnie wczoraj. W dodatku zostałeś ze mną tutaj...
On nie odpowiedział. Zbliżył się tylko do mnie. Jego twarz była coraz bliżej. Mogłam policzyć drobne zadrapania, zapewne po wczorajszym incydencie. Nie odpychałam go...
Nasze usta połączyły się w namiętnym pocałunku....
Wtedy opamiętałam się szybko i oderwałam się od niego.
Spojrzałam mu w oczy z głębokim przerażeniem, pisnęłam cicho i wybiegłam z obory.
***
Co się własnie stało?! Jak ja mogłam pocałować Jamesa Pottera?! JAK?!
Ale z innej perspektywy, to było takie cudowne... Ten pocałunek był taki czuły, taki szczery...
NIE! TRZEBA PRZESTAĆ O TYM MYŚLEĆ. Tak, łatwo mówić. Przecież to nie jest byle błahostka, o tym się nie da tak łatwo zapomnieć. W dodatku nie mam się komu wygadać. Mary jest na drugim końcu świata, poleciała do Sydney w Australii.
Nagle drzwi otwarły się z hukiem. O dziwo stali w nich Syriusz i (cały poszarpany i wykończony) Remus.
- Lily! Nic ci się nie stało?! - krzyknął przerażony niebieskowłosy Lupin - Tak cię przepraszam! Nie wiedziałem, nie chciałem!
- Wiem, wiem, nie martw się - szepnęłam. Dopiero teraz skapnęłam się, że muszę wyglądać okropnie, po oboje patrzyli się na mnie zdziwieni.
- Lily... coś się stało? - przestraszył się Black - bez urazy, ale nie wyglądasz najlepiej... powiedz nam co się wydarzyło, spróbujemy ci pomóc. A może... chcesz pogadać z Jamesem?
- A NIBY SKĄD WYTRZASNĘLIŚCIE POWÓD, ŻEBYM CHCIAŁA ROZMAWIAĆ Z JAMESEM?! - ryknęłam - ZE MNĄ WSZYSTKO OKEJ, MOŻECIE JUŻ IŚĆ!!!
I zatrzasnęłam im drzwi przed nosem.
*** Oczami Jamesa ***
Pocałowałem Lily Evans. Właśnie. Pocałowałem. Lily. Evans. A ona się przestraszyła. Co teraz? Nie będzie się do mnie odzywać? Może to koniec naszej znajomości? Nie, lepiej o tym nie myśleć. Ale jak ja mogłem być taki głupi?! Całować dziewczynę, która mnie nienawidzi, och tak, to cudowny plan!
W tej samej chwili do mojego pokoju weszli Syriusz i Remus. Ten drugi oczywiście wykończony i cały obszarpany.
- James... byliśmy u Lily... i ona... gdy tylko zaproponowaliśmy spotkanie z tobą, to zaczęła krzyczeć i wyrzuciła nas za drzwi...
- To długa historia....
- Ale powiedz nam najpierw, jakim cudem pozbyłeś się tego różowego?! - wytrzeszczył na mnie oczy Black, któremu fioletowy kosmyk właśnie opadł na twarz
- Więc pamiętacie... gdy uratowałem Lily, to poszliśmy do takiej obory i ona zaczęła płakać, podziękowała mi i odczarowała włosy. Potem położyła mi się na ramieniu i zasnęła. Rano się obudziliśmy i ona jeszcze raz mi podziękowała i... i...
- I ty ją chamsko pocałowałeś.
- Chamsko? Jakie chamsko?! - oburzyłem się
- No dobra, nie ważne. Czyli ją pocałowałeś, tak?
- Noo... pocałowałem, ale Łapo, powiedz mi, ile ty dziewczyn już całowałeś?
- Wiesz, że to nie jest ważne! Tu chodzi o Lily Evans!
- Wiem, że chodzi o Lily Evans.
- Więc co zamierzasz dalej robić?
- Zostawię ją w spokoju. Nie chce mnie. Ale najpierw pójdę ją przeprosić. Tak trzeba. W najlepszym wypadku zostaniemy przyjaciółmi.
I wyszedłem.
*** Oczami Lily ***
Znowu siedziałam na łóżku. Musiałam poskładać wszystko do kupy. No i chyba trzeba wszystko wyjaśnić Jamesowi. Trzeba mu powiedzieć, że.... No właśnie, co mu powiedzieć? Że ma szansę, czy żeby nawet nie próbował?
W tej samej chwili drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Stał w nich czarnowłosy chłopak w okularach.
- Lily... ja cię przepraszam.... nawet nie wiesz jak mi teraz głupio! - wstałam
- Nie szkodzi.... Ale wiesz, że to nie powinno się wydarzyć?
- Wiem...
- Jak chcesz, to możemy być przyjaciółmi.... albo....
Uczucie stało się silniejsze ode mnie. Podeszłam do niego i pocałowałam go. Objął mnie w talii, a ja wtuliłam się w jego ramiona... chciałam, żeby mógł poczuć przez ten pocałunek, jak bardzo zmienił się mój stosunek do niego... no i chyba się udało... Po kilku minutach odkleiliśmy się od siebie.
- ...albo kimś więcej....
Uśmiechnął się do mnie, a ja pocałowałam go jeszcze raz.
Nagle w drzwiach stanęła Petunia. Odskoczyliśmy od siebie. Dziewczyna spojrzała na nas i ze łzami w oczach wybiegła z pokoju.
______________________________________________
No, w końcu są razem :) sorki, że tak wcześnie, ale nie mogłam się powstrzymać. Nie moja wina ;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz